Szukaj na tym blogu

niedziela, 30 grudnia 2012

Siedem częstych lęków... (uzależnienie)


II Uzależnienie

            Niezauważalne dla mnie, ale którego skutki co raz to boleśniej odczuwam. Więzy oplatające myśli i codzienność, krępujące wolę oraz umysł i serce. Czasami widzę czasami, że to nie tak miało być… i wracam do tego świata ułudy i braku logiki. W tym świecie jestem kimś, kto ma zadanie do wykonania, którego inni nie rozumieją. To zadanie wbrew innym, bo tylko JA znam prawdę… Czasami czuję się osaczony, ale właśnie dlatego niewola jest moją obroną i wolnością. Osamotniony, choć w tłumie, szukający czegoś, co nigdy nie zginęło, zaskoczony śmiercią…

            Nadmiar rzeczy tworzy zbyteczne potrzeby.  Najpierw są jakieś sprawy, idee, sprawy potrzebne tylko pomysłodawcy, a potem trzeba do tego dostosowywać codzienność, uczucia innych czy nawet własną przyszłość. Trzeba? To jest przymus… Wszystko wokół tego się kręci i wszystko do tego zmierza. Choroba woli i perfekcyjne zakłamanie. Jak się wydostać z tej złotej klatki ograniczającej wszystko od umysłu, poprzez zwykłą codzienność do zamknięcia się na wszelkie, tym bardziej pozytywne, cele?
Chorobę przezwycięża się lekarstwem i terapią. Odpowiednie dawki staną się fundamentem zdrowienia. Może będzie to długo trwało, lecz przyniesie skuteczny finał. Agere contra – działaj przeciw. Zasada św. Ignacego Loyoli doskonale sprawdza się jeśli stajesz do walki. A tutaj właśnie jest bój o swoją przyszłość. Nie mogę bez czegoś żyć…wydaje Ci się tylko. Coś nadaje pierwszorzędny sens mojemu życiu… zobacz sam, że to nieprawda. Nie umiem inaczej żyć… kwestią czasu i wytrwałości będzie zaprzeczenie temu.
Nadmiar niekoniecznie i zawsze oznacza szczęście. Brak umiaru staje się przyczyną zniewolenia, tak jak zbytnia wielość spraw, obowiązków i zadań do wykonania może śmiertelnie przytłoczyć. Jeśli nad czymś nie panuję to staje się moim władcą. Ten rządca skutecznie będzie egzekwował swoją władzę. Nie ma czasu na zwlekanie, brak jakichkolwiek barier moralnych, rodzinnych czy wynikłych ze zwyczajów środowiska życiowego. Jak niewolnik pędzony do jak najszybszego wykonania rozkazu, nie ma siły by się przeciwstawić. Uzależniony od wizji świata, w którym nie ma miejsca na własne zdanie, wyrzekam się go szybko. Gotowy na wszelkie kompromisy, boję się żeby nawet przez przypadek nie przeciwstawić się ogólnemu prądowi. Uzależniony od alkoholu, narkotyków, otaczania się rzeczami bez wartości, pracy niczemu nie służącej, pochwał przełożonych i pogardy słabszych, bycia nikim i deptania godności tych co, przypominają mi moją małość, dbania o siebie i lekceważący człowieczeństwo swoje i innych…
Uzależnienie to odsłona nieumiarkowania, zwanego też obżarstwem. Ten jeden z grzechów głównych boi się ciszy, dlatego hałasem chce dodać sobie odwagi. Kocha kłamstwo, stąd mocno i zdecydowanie ukrywa się i broni przed prawdą. Źródeł należy szukać w historii swego życia, w swoim charakterze i upodobaniach, mentalności i osobowości. Jeśli nie leczy się jej lekarstwem pokuty zabija miłość, odbiera nadzieję i niszczy wiarę.

Modlitwa świętej Teresy od Jezusa
Niech nic cię nie niepokoi, niech nic cię nie przeraża.
Wszystko mija, Bóg się nie zmienia.
Cierpliwość osiąga wszystko.
Temu, kto ma Boga, nie brakuje niczego.
Bóg sam wystarcza.

niedziela, 28 października 2012

Siedem częstych lęków... (bezsilność)


I Bezsilność

Nie mam wpływu na sprawy duże i małe, decyzje ważne i małoistotne przerastają moje możliwości. Słowo „jutro” staje się czymś paraliżującym, przerażającym, obezwładnia moje myślenie. Mogę tylko uświadomić sobie, że nie potrafię, nie mam pomysłu, nie wiem co dalej. Brak sił, brak mocy i brak nadziei. Widzę horyzonty, których nigdy nie przekroczę, tak jak plany, o których sam wiem, że są niemożliwe do zrealizowania. Świat ludzi i spraw mi przeciwnych jest zbyt potężny. We mnie jest zbyt mało wszystkiego…

Jeśli w świetle realności popatrzę na wszystkie „moje” sprawy i decyzje muszę zobaczyć, że najlepsze rozwiązania znajdę prędzej czy później. Zawsze następnego dnia jest ktoś lub coś co stanie się moim oparciem i sprzymierzeńcem. Powtarzam sobie, że tylko na  tę jedną chwilę (tylko na ten moment) nie potrafię, nie mam pomysłu, nie wiem co dalej… potem to się zdecydowanie zmieni. Serce i czas pokażą co naprawdę posiadam, kim naprawdę jestem, ku czemu dążę. Prawdziwe szczęście i satysfakcję dadzą mi tylko horyzonty, które będę przekraczać i plany, które zrealizuję. Więcej spokoju i równowagi będzie we mnie jeśli docenię ludzi mi życzliwych i dobro, nawet te najmniejsze. Słabość jest mocą, jeśli znam i chcę przyjąć prawdę o sobie. Nie usprawiedliwiając zła, powinienem dostrzec dobro w sobie. Będąc słabym mogę trochę poczekać, żeby zobaczyć siebie i przyszłość w prawdzie a nie iluzji.
Mam szansę zatrzymać czas, odkryć siebie, zrozumieć świat. Bezsilny wobec świata, czasu i siebie może wreszcie będę chciał usłyszeć tajemniczy głos płynący z wnętrza świata, czasu i siebie. Istniejący od samych początków głos staje się niesłyszalny , bo zagłuszony jest moim pośpiechem, fałszywą pewnością siebie, nieustannym poszukiwaniem uznania, wymuszaniem na innych swojego zdania i budowaniem niezdarnego obrazu siebie. Z samego wnętrza płynący głos będzie porządkował mnie, czas i świat. Będzie to jednocześnie hymn zagrzewający do walki i śpiew niosący nadzieję, melodia kojąca rany i mocne uderzenie wewnętrznej energii.
Bezsilność odsłania w nas pychę. Pierwszy z grzechów głównych boi się ciszy, dlatego hałasem chce dodać sobie odwagi. Kocha kłamstwo, stąd mocno i zdecydowanie ukrywa się i broni przed prawdą. Jeśli nie leczy się jej lekarstwem pokuty zabija miłość, odbiera nadzieję i niszczy wiarę. Źródeł należy szukać w historii swego życia, w swoim charakterze i upodobaniach, mentalności i osobowości.


Modlitwa świętego Ambrożego
O dobry Jezu, oto ja grzesznik, nie polegający na swoich zasługach, lecz ufając jedynie Twemu miłosierdziu i dobroci, z drżeniem i bojaźnią przystępuję do stołu Twojej Uczty Najświętszej. Albowiem moje serce i ciało, Tobie poświęcone, skalałem licznymi grzechami; nie strzegłem pilnie moich myśli i języka. Dlatego, Dobroci nieskończona i pełen potęgi Majestacie, z lękiem, ale i z ufnością uciekam się w moim ucisku do Ciebie, który jesteś źródłem litości, śpieszę do Ciebie, aby doznać uzdrowienia, i szukam Twojej opieki; a nie mogąc ostać się wobec sprawiedliwości Sędziego, wzdycham do miłosierdzia Zbawiciela.
Tobie, Panie, odkrywam moje rany, przed Tobą mój wstyd wyznaję. Na widok licznych i wielkich moich grzechów ogarnia mnie trwoga, ale ufam Twojemu miłosierdziu, które nie ma granic.
Wejrzyj więc na mnie z litością, Panie Jezu Chryste, Królu wieczności, który jesteś Bogiem i Człowiekiem, ukrzyżowanym dla człowieka. Wysłuchaj mnie, bo w Tobie pokładam nadzieję; zmiłuj się nade mną, pełnym win i nędzy, bo zdrój Twojej litości nigdy nie wysycha.
Bądź pozdrowiona, Ofiaro zbawienia, zawieszona na drzewie krzyża dla mnie i wszystkich ludzi. Bądź pozdrowiona, o Krwi najcenniejsza, która spływasz z ran mojego ukrzyżowanego Zbawiciela, Jezusa Chrystusa, i obmywasz grzechy całego świata. Wspomnij, o Panie, na swoje stworzenie, które Krwią swoją odkupiłeś.
Żałuję, żem zgrzeszył, i pragnę naprawić zło popełnione. Ojcze litościwy, oddal więc ode mnie wszystkie moje nieprawości i grzechy, abym cały oczyszczony mógł godnie spożywać Święte Świętych. Spraw swoją łaską, by ta Ofiara Twojego Ciała i Krwi, którą ja niegodny zamierzam przyjąć, wyjednała mi odpuszczenie grzechów. Niech ona mnie oczyści całkowicie z moich win i niechaj rozproszy wszystkie złe myśli; niech odrodzi we mnie dobre uczucia; niech mi pomoże spełniać uczynki miłe Tobie i niech się stanie dla mojej duszy bezpieczną obroną przeciw wrogim zasadzkom.


Siedem częstych lęków...

           Wiele jest lęków... Ilu ludzi tyle obaw mniejszych i większych. Spośród wielu wybrałem siedem. Tak jak jest siedem grzechów głównych, ale i też siedem sakramentów świętych czy dni tygodnia. Jednak zawsze dotyczy to człowieka. Jest to próba opisu choroby ale i też możliwości uleczenia...

poniedziałek, 2 lipca 2012

… krótki tekst o lęku, z którym każdy człowiek, od czasu do czasu, się spotyka. Nie byłoby w tym żadnego problemu, gdyby nie to że niekiedy przeszkadza on nam normalnie żyć i cieszyć się każdą chwilą i planować przyszłość… W sposób szczególny napisany jest z myślą o kobietach…


 Lęk

         Bardzo trudno nie spać po nocach, następnego dnia źle wygląda świat i ja.
Obawiam się ludzi, bo za dużo ode mnie chcą, lękam się ich sposobu myślenia, zmuszania mnie do tego, abym była taka jak oni sobie wyobrażają.
Nie mogę zasnąć na myśl o tym, co ma nastąpić za tydzień, za parę dni, choć przecież powinnam być szczęśliwa i zadowolona a ja się tak bardzo boję…
Sama siebie nie znam i brak mi odwagi, aby się czegoś o sobie dowiedzieć.
Niby wiem, że nad wszystkim panuję, ode mnie wiele zależy, ale ciągle bez pewności siebie i ciągle drżąca ze strachu…przed sobą? Może przed przyszłością? Może przed nim? Bojąca się tak bardzo odpowiedzieć sobie na to pytanie…
Strach mnie zamyka. Zamyka oczy- nie chcę dostrzec żadnej nadziei dla siebie i znika z zasięgu oczu odwaga by żyć. Zamyka usta-nie można wszystkiego powiedzieć, bo co sobie ktoś pomyśli…Zamyka dłonie- nie podniosę siebie, aby dalej nie trwać w tym co mnie poniża i mnie tak strasznie rani i uwiera…Zamyka moją wyobraźnię, myślenie i fantazję- chroniąca siebie, drżąca kurczę się, żeby mniej bolało. Zamyka mnie całą- zrobię wszystko, żeby inni byli zadowoleni, nie pytali mnie za wiele, żeby zobaczyli, że jestem szczęśliwa…Zamyka moje serce-boję się, że jestem sama…dlatego, że sama…i zbyt słaba i bezbronna przed następnymi dniami…decyzjami…wyborami…osobami…
Łatwo jest mnie zranić niepotrzebnym i głupim słowem, bo lęk zabiera mi spokój wewnętrzny i równowagę. Zbyt dużą wagę im nadaję, zbyt się przejmuję, bo przecież nie czuję oparcia. Brakuje mi możliwości zwrócenia się o pomoc, tak zwyczajnie i prosto, bez skomplikowanych tłumaczeń.
Strach mnie ogranicza. Strach mnie rani. Strach mi dokucza. Strach mi przeszkadza.
Najtrudniej mi jest go nazwać. Sama sobie się dziwię, że lękam się nadać mu imię. Jednocześnie widzę wyraźnie jak wygląda. Lękam się tego, kiedy znów mnie dogoni i będzie mnie usidlał, a jednocześnie doskonale znam kalendarz kiedy i o jakiej porze ma przyjechać, czy też ma się wydarzyć coś ważnego. 

 Ekonomia uczuć, gdyby był taki przedmiot nauczania w szkołach, to z chęcią 
 wiele bym dała, aby poznać wartość poświęcenia, miłości, szlachetności i z 
 entuzjazmem dbała o to, by mnie nikt nie wykorzystał. Boję się tak wielu 
ludzi, może wydarzeń i spraw, ale wiem również i jestem przekonana, że moja  
 inteligencja pozwoli mi wyjść na prostą. Jeśli sama nie znajdę pomysłu to 
 następne dni przyniosą myśl lub odpowiedź na najbardziej zwariowane i 
 abstrakcyjne pytania. Jak to jest, że ten lęk pojawia się i paraliżuje mnie 
 bardzo i …nie wiadomo kiedy znów znika? Odbiera mi mowę – wypowiadam: 
 ę, ą , j…pojedyncze nic nieznaczące słowa i wyrazy. A przecież wiem, że 
doskonale dam sobie radę mówiąc o sobie i broniąc siebie. Chcę aby moje  
 zdanie się liczyło i było szanowane! Tak trudno przyznać się do błędu, ale nie 
eliminuje to mnie z możliwości walki o zwycięstwo. Jeśli coś mnie przeraża to  
 dopóty będę walczyć, aż pokonam słabość, niemożność czy cokolwiek innego. 
Otwarta na przyszłość muszę kształcić się, by nie bać tego co przede mną i  
bardziej szukać sposobów, aby dać radę przeciwnościom. Także w sobie, ale i 
ratunku szukając po za sobą. Mam przed sobą cel-w sercu i pamięci. Wytrwale uczę się 
zmieniać siebie i zmieniać świat wokół mnie. Czy lęk lub lęki miną? To część 
         ego- taka jestem…Na ten czas i na tę chwilę… co dalej? Pan Bóg jeden wie…

    

wtorek, 19 czerwca 2012

Tylko dla kobiet- Droga Krzyżowa z dedykacją dla...


I Jezus skazany na śmierć
-Marzenia…plany…wyobrażenia… wszystko to co jest zapowiedzią przyszłości. Długie godziny marzeń…snucia planów… wyobrażeń przyszłego domu…może męża…może dziecka czy dzieci… i siebie. Wszystko piękne i tak realnie śliczne…
-Przychodzi dzień albo osoba i w swoim sercu czuję, że jestem skazana na krzyż. Nie ma innej drogi i nie ma innego wyjścia. Skazana z powodu własnej winy albo całkowicie bez swojego udziału. Wyznaczono mi krzyż…ale też skazuje mnie własne sumienie, serce, dusza i ciało. Moja przeszłość staje się moim krzyżem, ale już za chwilę moja teraźniejszość jest krzyżem, myśląc o dniu następnym i nawet odległej przyszłości czuję niestety i tylko - krzyż.
-Jeżeli sama siebie skażę nikt nie stanie w mojej obronie. Jeżeli sama sobie wmówię, że nie ma wyjścia i nie ma innej drogi to tak właśnie będzie. Czy jest ktoś lub coś co skazuje mnie na śmierć? Od jak dawna czuję się skazana… czy chcę się czuć skazaną? Poszukam wszędzie-wokół siebie i w sobie-wszystkiego tego co da mi poczucie wolności. Zrobię wszystko aby odnaleźć spokojny sen, plany na przyszłość… aby na nowo z zachwytem spojrzeć na siebie w zwierciadle…
-Jezu skazany na śmierć – ufam Tobie!
II Jezus bierze krzyż

- W czym będę lepiej wyglądała… co do mnie lepiej pasuje… kolejne ubranie czy maska…kolejne zmiany, które mają lepiej ukryć czy pokazać? Zmieniam się aby  się zachwycić czy odegrać rolę, którą mi wyznaczono lub na która mnie skazano…
- Czy muszę dźwigać coś co jest ciężarem dla mnie…przygniatającym i powodującym brak szczęścia na co dzień… ? Noszę w sercu, w pamięci… Czasami udaje mi się zakryć makijażem czy słowem, ale czy nikt się nie domyśli co naprawdę czuję? I dlaczego nikt nie widzi co naprawdę czuję… Nawet ktoś kto powinien zobaczyć, ktoś na kogo tak liczę! obojętnie żyje obok, jakby niewidomy…patrzy na świat, dom, na mnie- nic nie widzi…Czasami, mówią mi, że tak będzie lepiej… Ale to ja, zupełnie sama, muszę szukać sił…
- Można się szarpać i nie dopuszczać do umysłu tego, że coś się stało, że noszę w sercu pamięć o zdarzeniu, sprawie czy pewnej rzeczywistości. Można zapomnieć i udać, że się jest kimś innym. Inni pochwalą, docenią… wtopię się w tłum przyzwyczajonych do bycia nieszczęśliwymi, do niewolników brzydzących się wolnością. A może troszcząc się o innych najlepiej zapomnieć, że jestem? Znajdę siły, aby postawić na siebie! Odnajdę moc, aby weprzeć siebie…może na przekór innym? … a może na przekór samej sobie?
- Jezu, który wziąłeś krzyż - ufam Tobie!

III Pierwszy upadek
- Miłość aż po grób… na zawsze…jak wspaniale marzyć o zakochaniu, jeszcze wspanialej przeżywać każdą chwilę zakochania. Być razem – w zachwycie śnić o tym, jak wspaniale być ze sobą i dla siebie… zdradzona miłość jeśli jest prawdziwą miłością pozostaje niezależnie od tego czy jestem sprawczynią czy ofiarą…
- Jak dalej żyć obok siebie czy dla siebie jeśli jest taka zadra…upadek, w którym próbuję zobaczyć też swoją winę(nawet jeśli wszyscy wokół mówią mi że jest inaczej). Ten upadek zrywa ze mnie nieskazitelność… czuję się brudna, jakby ze skazą. Jestem upokorzona własnym wyborem…Jednak czasami jest też, że jestem splamiona brudem kogoś innego. Upokorzona czyjąś zbrodnią. Ból upokorzenia dotyka mojego wnętrza… znieczula ciało, ale czuję że jad zalewa serce, duszę ,całą mnie… Czuję ból… i brakuje sił, aby dalej żyć…brakuje nadziei, aby dalej żyć z takim cierpieniem… czy dam radę wstać i iść dalej?
- Z upadku wstać trzeba… Wyprostowana, z podniesionym czołem całemu światu i sobie mówię, że idę dalej… Poprawiam wszystko by nikt nie zauważył, że zakrywam rany serca… nakładam makijaż na duszę… okrywam siebie, zapierającą dech w piersiach, kreacją, którą wszystkich zachwycę. Potrzebuję tylko przebaczenia, które mnie obmyje. Potrzebuję przebaczenia, aby przeszłość wciąż nie raniła… i to będzie moje powstanie! Odważę się!
-Jezu, upadający po raz pierwszy-ufam Tobie!


 IV Jezus spotyka Matkę
- Nie być samą w życiu, w przeciwnościach, w planach na przyszłość…  Chcę otoczyć swoją troską, opieką, miłością i zobaczyć jak wspaniale kochać… Chcę doświadczać rozkwitania swojej życzliwości lub miłości… Nawet jeśli to wymaga wysiłku czy nie jest rozumiane to jednak cieszy mnie, że daję z siebie wszystko co najpiękniejsze…
- Czas spotkać siebie… Daję innym a co daję sobie… Potrafię zobaczyć innych, ich problemy, osamotnienie czy krzywdę a jak zajmuję się swoimi problemami… A może widząc, że tak są wielkie nie chce myśleć o nich i…uciekam od siebie. A może nie chcąc spotkania wolę siebie ranić… może tylko ból jest tym co chcę sobie dać? Prawdziwie, nie znana samej sobie, pozostaje mi po omacku liczyć, że doświadczę opieki i czułości jakiej symbolem jest matczyna miłość…
- Wyjdę na spotkanie z sobą… Może z lękiem, może z niepewnością, ale jednak pozwolę sobie zostać otoczoną opieką. Przytulona i otoczona troską… tak jak dziecko… Jednak to ja zadecyduję, nikt inny za mnie decydować nie będzie… Może z obawami, może z niedowierzaniem jednak chcę i mogę wyjść i spotkać siebie – i przytulę do serca…
-Jezu spotykający swoją Matkę-ufam Tobie!
V Szymon pomaga nieść krzyż
- Czy sobie poradzę w moich planach i marzeniach … Taka… sama i bezbronna… A może jednak z ukrytą siłą i mocno uzbrojona? Jednocześnie potrzebująca pomocy i doskonale sama sobie radząca… Jaki będzie ten Jedyny i Mój… Porównuję wyobrażenia i rzeczywistość… A jednak również nie widzę możliwości, aby osobą wspomagającą mnie w życiu był mężczyzna…
- Wybierający za mnie co mam ubrać, jak mam się zachować, z kim mam się spotykać a kogo unikać… Mój obrońca? Jak długo i dlaczego mam być z kimś, kto jest sprawca tylu łez… Moja miłość? Boję się jednak, że nie wiem co będzie dalej, gdy jego nie będzie. Źle z nim a bez niego jeszcze gorzej. Co czuje moje serce gdy jest blisko? Co widzą oczy mojej duszy w nim? Poświęcenie? Zakochanie? Dobroć? Siłę? Na ile we mnie jest zdecydowania aby wymagać nie tylko od siebie i nie ciągle od siebie, ale w końcu także i od niego.
- Patrząc na innych, mogę nie dostrzec tego kim jestem… Mam prawo do swojego obrazu i przypominania w nieskończoność, że moim najczarowniejszym i niezwykle uwodzącym strojem jest szacunek. Nikomu nie pozwolę go zerwać… Co zrobić, żeby ten, który chce być moim wsparciem na zawsze, robił to tak jak ja będę chciała… Skąd w sobie wykrzesać stanowczość, poszanowanie dla własnego zdania, jak nauczyć się mówić „nie”?  Przyjmuję pomoc, opiekę ale również sama niosąca opiekę i pomoc…
- Jezu, który przyjąłeś pomoc Szymona- ufam Tobie!

VI Weronika ociera Twarz
- Czy możliwe jest zbyt długie przyglądanie się własnej twarzy? Czy można za bardzo zajmować się sobą? Oczy są zwierciadłem duszy aż do znudzenia znam te słowa, ale co mogę wyczytać we własnej duszy patrząc samej sobie prosto w oczy? Czy boję się, cieszę, smucę, zachwycam, płaczę… co w ogóle czuję stając twarzą w twarz ze sobą? Co chciałabym czuć?
- Chcę otrzeć swoją twarz i zobaczyć jaka jestem naprawdę… Chcę popatrzeć na siebie… Na chwilę dłuższą lub krótszą przymierzając w czym mi będzie najlepiej… A o to kilka z wielu wyjątkowych kreacji czy luksusowych stylizacji: zawsze uśmiechnięta pełna optymizmu, pełna czułości wszystko wybaczająca, pełna poświęcenia kobieta na zawołanie, nieustająco szukająca współczucia i zrozumienia, zawsze myśląca o sobie źle, drapieżna i atakująca wszystko mała dziewczynka… i tyle różnych możliwości wyboru i zmieniania dodatków, aby prawdy o sobie nie odkryć…
- Pozwolę sobie zobaczyć siebie… Może warto zaufać…Może warto jednak na siebie samej tylko spoglądać… Może warto pozwolić komuś otrzeć twarz… Za wiele wahania albo może za mało szukania… Za mało ufności, że samej trudno zobaczyć co we mnie najcenniejsze. Może warto przełamać się i dać sobie twarz otrzeć…
- Jezu, któremu twarz otarto- ufam Tobie!


VII Drugi upadek
- Boję się krzyku, więc robię wszystko aby go nie było blisko mnie. Chciałabym aby wokół mnie nie było powodu do złości, krzyku, przemocy… Bardzo lubię śmiech ludzi szczęśliwych, śmiech dziecka bawiącego się przy rodzicach… Tak bardzo zależy mi, aby w mojej przyszłości jak najwięcej było radości, śmiechu, spokojnych szczęśliwych dni…
- Zostałam zabita a nadal żyję… Zabito we mnie wstyd, kiedyś tak delikatnie mnie osłaniający, zdzierając ze mnie godność. Zabito we mnie delikatność, gdy uderzająca ręka odkryła przede mną ból przenikający bardziej niż można sobie wyobrazić. Zabito we mnie prawdę, kłamiąc w żywe oczy, śmiejąc się z mej naiwności.  Zabito we mnie wrażliwość, gdy sama płacząc nikogo nie obchodziłam. Zabijam w sobie nadzieję gdy nie wierzę, że zasługuję na więcej. Zabijam w sobie wiarę, gdy uciekam a nie staję do walki. Zabijam w sobie miłość, gdy nie chcę rozpoczynać od nowa…
- Powstawanie z bolesnych doświadczeń wymaga wielkiego wysiłku. Rany od upadków długo pieką i przeszkadzają normalnie żyć. Lata całe noszę w sobie pamięć o przemocy, zdradzie, kłamstwie czy braku miłości. Boję się nowych upadków, ale jeszcze bardziej chcę dojść do celu. Celu, który sama ustaliłam, na którym mi samej zależy…
- Jezu drugi raz pod krzyżem upadający-ufam Tobie!


VIII Jezus pociesza płaczące niewiasty
- Pocieszanie i przytulanie… najpierw nauka na lalkach…A potem tak wiele okazji aby pocieszać, przytulać a także samej będąc przytulaną czy pocieszaną… Życzliwość za życzliwość…Miłość za miłość…Najłatwiej i najprościej przytula się dziecko- jak wielkim jest szczęściem jest czekać na przychodzące dziecko…jak trudno w sobie pocieszać dziecko…
- Szkodniczek, mój Skarbeczek, Kruszynka… tak wiele imion dla małej istotki, która staje się sensem codzienności. Tak wiele uczuć wywołuje: radość z każdej chwili gdy dorasta, troska gdy choruje ale i też jest tym, przed czym sama się bronię… Czuję, że jest moim ograniczeniem, jest zakończeniem moich marzeń i planów… Czasami tak bardzo dokucza mi to, że czuję się uwiązana, niezrealizowana… Tak trudno powiedzieć, że także poprzez to dziecko cierpię… Nie przyznaję się do tego nawet przed sobą…Nikomu o tym nie powiem… Kto pocieszy mnie? Kiedy przytulenie mnie przyniesie ulgę?
- Przytulona do Miłości będę potrafiła ze wszystkim sobie poradzić… Uzdrowiona przez miłość inaczej popatrzę na siebie… na swoje dziecko czy dzieci… Co z tego, że znów zmęczona, co z tego że znów tak bardzo wyczerpana… Jestem matką! Ale też czy chcę być matką? Może znów…?może dopiero…? jaką? W  swoim sercu poszukam odpowiedzi….
-Jezu z krzyżem pocieszający-ufam Tobie!



IX Trzeci upadek
- Chciałam być szczęśliwa…czuć się kochaną i kochać. Tak bardzo trudno jest żyć jeśli wiem, że nikomu na mnie nie zależy… Tak trudno jest mieć marzenia, jeśli czuję, że są zbyt wielkie aby zmieściły się w moim małym, zwyczajnym od szarości życiu… Żyjąca ciągle w tęsknocie…za czymś, za kimś… może dlatego jeszcze żyję?
- Dręczy mnie sen… moje dzieci biegną naprzeciw jadącego pociągu, biegną tak szybko…Widzę światła rozpędzonej lokomotywy a ja nic nie mogę zrobić, krzyczę, wołam…nic nie mogę zrobić… Siedziałam i patrzyłam na ręce, swoje ręce… były całe we krwi. Nie wiedziałam co się ze mną dzieje… Nie rozumiem słów… Nie wiem co znaczy, że  to krew moich dzieci… Najstarsza niedawno poszła do I Komunii… Jej nie ma? Nie żyje? Nie pamiętam chwil, czasu, siebie… Żyję dlatego, że będę mogła je znów do siebie przytulić…Niech ktoś zadzwoni i przypomni, że ma umówioną wizytę u lekarza…
- Żyć trzeba tak, aby zawsze zmartwychwstawać… Pogrążanie siebie w śmierci nie jest drogą do życia. Sama muszę się podnosić- nie użalając się nad sobą szybciej powstanę… Gdy nie mam sił, gdy słabość powala mnie na ziemię, gdy znikąd nadziei nie widzę co mam zrobić? Popatrzę na nieszczęścia większe niż moje… na potworności, do których byłabym zdolna ale Bóg mnie od takich okazji ocalił. Popatrzę śmierci w oczy i zobaczę, że jeszcze we mnie jest życie. Popatrzę na krzyż, na miłość większą niż moja…
-Jezu po trzecim upadku powstający-ufam Tobie!

X Jezus z szat obnażony
- Być zauważoną, być podziwianą… Pamiętam jak było miło gdy myślałam sobie o tym, że za jakiś czas, jak wszystko dobrze się ułoży wszyscy mnie zobaczą, jak będą mną zachwyceni… Marzenia jednak spotykają się z rzeczywistością, plany z konkretnymi warunkami życia… Potrafię czasami zrezygnować z siebie bo tak trzeba, bo nie ma innego wyjścia, bo czas płynie… Z czasem nie poznaję siebie… nie mogę patrzeć na siebie…
- Odarta z marzeń, prawdy, godności, piękna… Staję wobec tych co nie chcą podziwiać ale oskarżać, pouczać, decydować… Boję się tych, co nie widzą mnie lecz tylko swoje wyobrażenia. Boję się tych co nie widzą prawdy o mnie lecz kłamstwem napełniają swoje umysły. Boje się tych co nie znają mnie zupełnie a doradzają, oceniają, krytykują. Nie mająca żadnej ochrony przed słowami, ocenami, myślami staję bezbronna… Staję naprzeciw tego wszystkiego co zabiera mi godność… I tak strasznie się boję…
- Bez miłości nie można żyć. Miłością otulona staję się bardziej bezpieczna. I wtedy także z miłością na siebie popatrzę… i naprawdę się zachwycę. Zobaczę prawdę o sobie, nawet jeśli ona będzie dla mnie bolesna, to mnie nie uczyni bezbronną i odartą… Otulona w miłość staję się bardziej odważna…
-Jezu, z szat obnażony-ufam Tobie!

XI Jezus do krzyża przybity
- Przeciwności od zawsze były w moim życiu. Czasami tak bardzo jestem zmęczona tym, że nie nic mi wychodzi. Tak bym chciała inaczej, tak bym chciała odpocząć i nie przejmować się… Tak bardzo wspaniałe byłoby nie być za nic odpowiedzialną, żeby nie było tylko na mojej głowie… Tak bym chciała poczuć się beztroską i lekką bez problemów…
- Gdy pomyślę o bólu tak różne sprawy mi się przypominają… tak wiele osób staje mi przed oczami. Ból uderzenia, ból bezsilności, ból tragedii z przeszłości, ból poczucia winy… Bezsilna i bez pomysłu… W więzieniu bez murów nie mogę znaleźć sposobu by poczuć się szczęśliwą i wolną. Zmęczona światem i sobą, czuję gwoździe, które mnie dotkliwie ranią… Może po raz pierwszy czuję to jasno… to co mnie tak boli to gwoździe, które pozbawiają mnie wszystkiego i przytwierdzają mnie do krzyża. Uświadamiam sobie że, to jest moje cierpienie…a nie moje wyzwolenie…
- Nie dam sobie wmówić, że ktoś ma prawo mnie ranić…Nie przyjmę tłumaczenia, że świadomie zadawane rany mojego ciała, serca czy duszy są mi potrzebne i dla mojego dobra. Chcę ukojenie dla moich ran… Tak bardzo chcę, żeby już nic nie bolało… W ranach Twoich ukryj mnie…(św. Ignacy Loyola)
- Jezu do krzyża przybity-ufam Tobie!

XII Śmierć na krzyżu
- Wielkie plany i wielka niecierpliwość, kiedy się to wszystko stanie… jaka będę gdy dorosnę, gdy będę starsza… jak to będzie być osiemnastolatką, żoną, matką? Tyle marzeń… i równocześnie tyle rozczarowań… Czekająca na coś, lecz z czasem spostrzegam się, że na nic już nie czekam, o niczym nie marzę… brakuje mi siebie ślicznej i zadbanej… Uświadamiam sobie, że przede mną, kiedyś zupełnie nieobecna, lecz teraz coraz bardziej realna – śmierć…
- Śmierć stanie się kresem planów ale tylko gdy przyjdzie jako naturalne dopełnienie przygody życia. Trudno się pogodzić z tym, że nie jest się zauważaną… Jak strasznie zmierzyć się z tym, że własny organizm staje się tak bardzo nieprzewidywalny, tak bardzo nieposłuszny własnym wyobrażeniom… Przed oczyma mam śmierć tych, których tak dobrze znałam, lubiłam i kochałam… Oswojona z umieraniem czuję jak powoli umiera we mnie radość życia… Wybieram śmierć gdy nie walczę codziennie o życie. Umieram gdy przestaję zauważać i doceniać, że żyję.
- Siostra śmierć przyjdzie punktualnie…Nie trzeba jej popędzać. Lubi być gościem oczekiwanym, choć i bez zaproszenia i wbrew protestom, w wyznaczonej godzinie i dniu odwiedzi mnie… Drażni ją wymuszanie… nie lubi być stale obecna w myślach… Jest zwieńczeniem  i kresem sukcesów, klęsk, zwycięstw i porażek… Siostra śmierć przyjdzie punktualnie aby mi uświadomić, że życie Twoich wiernych, o Panie, zmienia się ale się nie kończy…
- Jezu, na krzyżu umierający – ufam Tobie!

XIII Zdjęcie z krzyża

- Najtrudniejszą rzeczą jest popatrzeć na siebie…Bardzo trudną rzeczą jest pomyśleć o sobie… Kim jestem teraz, a kim chciałabym być? Kim byłam wczoraj, parę lat wcześniej… Z uwagą i ciekawością wsłuchuję się w to, co o mnie mówią, jak mnie widzą… Czasami dodaje mi skrzydeł, a czasami jestem tym zdruzgotana… Czy znają mnie prawdziwą, czy chcę żeby poznali mnie prawdziwą? Czy ja sam siebie znam prawdziwą….?
- Patrzę na siebie, gdy kłamię… W kłamstwie i nieszczerości się pławię i nimi się ozdabiam. Kiedy sobie tłumaczę, że nie miałam innego wyjścia na ile sama czuję, że to była faktycznie prawda? Spoglądam na siebie, i czy siebie poznaję? Patrzę na siebie gdy zwycięża we mnie brak zasad, brak wartości, brak szacunku dla siebie… Jaką siebie widzę? Czego w sercu jest więcej litości, czy gniewu dla siebie? Czy potrafię zobaczyć źródło mych upadków? A może dobrze mi z tym, że nie chcę tego zmieniać… Patrzę na siebie i …? Z ciągle zamkniętymi oczami nie da się żyć…
- Prawda stanie się wyzwoleniem, gdy połączy się ją z miłością. W miłości zobaczę siebie w pełnym świetle. Czasami trzeba posłuchać, że źle widzę siebie, że niesprawiedliwie siebie oceniam… Warto czasem jednak zobaczyć, że trzeba zmienić coś w swoim życiu, że nie zawsze mam rację, myśląc źle o sobie…  Dlatego, że znam prawdę o sobie, chcę wzlatywać ku słońcu… Odważnie i z fantazją czekam na każdy następny dzień…
- Jezu, zdjęty z krzyża i złożony w ramionach Matki – ufam Tobie!

XIV Złożenie do grobu
- Zmęczona chciałabym zasnąć… Tak bardzo wyczerpana, że sił brakuje aby myśleć, planować czy nawet żyć… Co mnie tak wyczerpuje, że tak mało mam sił aby oczy zamknąć? Kto powoduje, że tak skołatana jestem, że nawet zasnąć nie mogę… Przed oczyma obrazy powoli się przesuwają, w głowie myśli kłębią się i nie pozwalają ani na chwilę odetchnąć… Tak chciałabym zasnąć…
- Czy ja żyję…czy śnię tylko? Przywołuję sprawy i chwile , które minęły… Sen to jeszcze, czy życie w śmierć się przemienia? Patrzę na moje radości… patrzę na chwile, osoby… serce mi szybciej bije. Nie mija nawet chwila, a już widzę to wszystko, co rani mnie i ból potworny sprawia…Łzy się pojawiają, i znowu chwile, obrazy i osoby-osoba…i wciąż łzy, co raz ich więcej… Sama je ocieram, choć po chwili przestaję… Oddycham głęboko…powoli… Jak przez mgłę widzę siebie – od chwili narodzin do teraz… dzień po dniu…miesiąc po miesiącu…rok za rokiem… Ocieram łzy-chce być teraz sama… Teraz jest czas dla mnie… Tylko dla mnie! Czy to sen, czy widzę to na jawie… Wydarzenia i sprawy, które przede mną… Wytężam wzrok, chcę zobaczyć wszystko dokładnie… Moje marzenia, plany… Jak będę… Jaką chciałabym być…
- Choć może teraz czuję się jak w nocy… Nie widzę nawet drogi na jeden krok przed sobą…Ale czuję, że jestem gotowa aby zobaczyć wschodzące słońce. W moim życiu tu i teraz jestem zaproszona aby z martwych powstawać… Nie spędzę reszty życia na przebywaniu w grobie zła(nawet dobrowolnie przeze mnie wybieranego). Mam dość grobowca, w którym pozwalam się zamykać moim wadom, moim błędnym wyborom, mojej słabości. Odrzucam życie na cmentarzu, gdzie zostały pochowane moje siły, moje wielkie dążenia i dobre zdanie o sobie. Nie chcę dalszego życia w trumnie oglądania się na innych i liczenia się ze zdaniem osób, dla których nic nie znaczę. Nie chcę życia bez sensu, bez celu, bez ładu, bez szczęścia. Nie chcę życia bez miłości! Widzę wyraźnie: to ja jestem… Gotowa aby żyć! Prawdziwie i szczęśliwie. Gotowa, aby się poświęcać i być kochaną do szaleństwa. Jestem gotowa by żyć i cieszyć się każdą chwilą. Jestem gotowa by dzielić się miłością, szczęściem, sobą z tymi, których kocham. Jestem gotowa by zmartwychwstać! Jezu- sama jednak ku nowemu życiu nie pójdę…tak mało mam sił, tak bardzo potrzebuję, abyś Ty mi pomagał… Choć może pełna obaw i lęku, niepewna i drżąca z niepewności…ale gotowa, aby rozpocząć prawdziwy dzień zmartwychwstania w moim życiu… Wpatrzona w słońce z nadzieją rozpoczynam od nowa…rozpoczynam jeszcze raz…
- Zmartwychwstały Jezu- poprowadź mnie, bo ufam Tobie!


wtorek, 15 maja 2012

Tylko dla kobiet - Droga Krzyżowa z dedykacją dla...


  1. Dlaczego Droga Krzyżowa tylko dla kobiet?
Bo problemy, zmartwienia i sposób widzenia świata i siebie są inaczej przeżywane przez mężczyzn i kobiety. Kobiety czasami cierpią inaczej, i przez to bardziej… Doświadczenia, smutki i autentyczne historie wplecione są w poszczególne stacje. Równocześnie jest to zadawanie pytań i na nie odpowiadanie. Z słuchania zrodziła się chęć mówienia aby, może przez te słowa, ktoś poczuje się lepiej.
  1. Co to jest krzyż?
Krzyż, w znaczeniu duchowym, nazywamy wszelkie cierpienie duszy i ciała. W skrócie to wszelkie walki toczone z sobą, choroby i boleść śmierci. To także wyrzuty sumienia, życiowe zawikłania, przeciwieństwa, spory i potwarze, upokorzenia i wzgardy. To także zewnętrzne klęski i dramaty, cierpienia z powodu miłości i odrzucenia.
  1. Co oznacza Droga Krzyżowa z dedykacją?
W jakimś stopniu, w tych słowach rozważań zapisane są słowa, historie osób, które miałem szczęście spotkać, rozmawiać i współczuć, jeśli tak się składało. Jeśli, któraś z czytających osób, odnajdzie coś dla siebie, w jakimś stopniu będą to słowa o niej i dla niej niech swoje imię dopisze… Niech się poczuje, że to dedykacja specjalnie dla niej…
4. Jak można skorzystać z tych słów?
Musi być koniecznie czas i przestrzeń aby zmierzyć się z ważnymi sprawami swojego życia. Niech może to będzie zaproszenie do większej ciszy, do zastanowienia się nad sobą. Można sobie czytać, po trochę albo też od razu wszystko (oczywiście jak już wszystko zostanie zamieszczone na stronie). Niech to będzie czas przeznaczony tylko dla siebie.
5        Dlaczego Droga Krzyżowa?
Bo to od wieków najlepszy sposób aby zmierzyć się z najtrudniejszymi sprawami w życiu. I zawsze prowadzi do zmartwychwstania- poprzez upadki, dramat opuszczenia i śmierci…

piątek, 6 kwietnia 2012

Droga Krzyżowa - Rzym 2012- dla wszystkich...

Jezu,
W godzinie, o której wspominamy twoją śmierć pragniemy skierować nasze spojrzenie miłości na niewysłowione cierpienia, które przeżyłeś.
Wszystkie cierpienia zawarte w tajemniczym okrzyku rzuconym z krzyża przed skonaniem: „Boże Mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił?”
Jezu, wydajesz się Bogiem zachodzącym za horyzont: Synem bez Ojca, Ojcem pozbawionym Syna.
Ten Twój okrzyk bosko-ludzki, który wstrząsnął powietrzem na Golgocie, stawia nam pytanie i zadziwia nas jeszcze dzisiaj, ukazuje nam, że wydarzyło się coś niesłychanego.
Coś zbawczego: ze śmierci wytrysnęło życie z ciemności światło, z rozdzielenia najwyższa jedność.
Pragnienie przylgnięcia do Ciebie prowadzi nas do rozpoznania w Tobie puszczonego, wszędzie i pod każdym względem: w cierpieniach osobistych i zbiorowych, w nędzy Twojego Kościoła i w ciemnościach ludzkości, aby przeszczepiać, wszędzie i mimo wszystko, Twoje życie, rozsiewać Twoje światło, wzbudzać Twoją jedność.
Dzisiaj, tak, jak wtedy bez Twojego opuszczenia, nie byłoby Paschy.
Amen.



WPROWADZENIE

Jezus mówi: „Kto by chciał iść za mną niech się zaprze samego siebie, niech bierze swój krzyż na każdy dzień i niech mnie naśladuje”. To zaproszenie jest skierowane do wszystkich, żyjących samotnie i małżonków, młodych, dorosłych i starszych, bogatych i biednych, tej czy innej narodowości. Jest aktualne dla każdej rodziny, dla jej pojedynczych członków oraz dla tej całej małej wspólnoty.
Przed rozpoczęciem ostatniego etapu swojej Męki, Jezus, w ogrodzie oliwnym, pozostawiony w samotności przez śpiących apostołów, zaczął odczuwać lęk przed tym, co miało Go spotkać. Zwracając się do Ojca, prosił: „jeśli możliwe, niech mnie ominie ten kielich”. Ale dorzucił natychmiast: „Nie moja, ale Twoja wola niech się stanie”.
W tej dramatycznej i uroczystej chwili do wszystkich, którzy podjęli drogę kroczenia za Nim, kierowana jest głęboka lekcja. Tak, jak każdy chrześcijanin, również każda pojedyncza rodzina ma swoją via crucis: choroby, śmierć, braki finansowe, biedę, zdrady, niemoralne zachowania jednych wobec drugich, nieporozumienia z rodzicami, klęski żywiołowe.
Ale każdy chrześcijanin, każda rodzina, na tej drodze cierpienia może skierować spojrzenie na Jezusa, Boga-człowieka.
Przeżyjmy razem końcowe doświadczenie Jezusa na Ziemi, złożone w ręce Ojca: doświadczenie bolesne i podniosłe, w którym zawarł On najcenniejszy przykład i pouczenie, jak przeżywać swoje życie w pełni, na wzór jego życia.

Stacja I – Jezus na śmierć skazany

Adoramus te….
Quia per sanctam…

Z Ewangelii według Św. Jana (J 18, 38b-40)
To powiedziawszy, Piłat wyszedł ponownie do Żydów i rzekł do nich: „Ja nie z znajduję w nim żadnej winy. Jest zaś u was zwyczaj, że na Paschę uwalniam wam jednego więźnia. Czy zatem chcecie, abym wam uwolnił Króla żydowskiego?” Oni zaś powtórnie zawołali: „Nie tego, lecz Barabasza!”
Piłat nie znajdując szczególnej winy, którą można by przypisać Jezusowi, ulega presji oskarżycieli i w ten sposób Nazarejczyk zostaje skazany na śmierć.

Wydaje się nam, że Cię słyszymy: „Tak, zostałem skazany na śmierć, tyle osób, które wydawało się, że mnie kochają i rozumieją mnie, wysłuchało kłamstw i oskarżyło mnie. Nie zrozumieli tego, co mówiłem. Zdradzonego postawili przed sądem i skazali. Na śmierć przez ukrzyżowanie, śmierć najbardziej haniebną”.

Niemało naszych rodzin cierpi z powodu zdrady współmałżonka, osoby najbliższej. Gdzie się podziała radość bliskości, życia w zjednoczeniu? Gdzie jest poczucie bycia jedno? Gdzie owo „na zawsze”, które sobie przyrzekaliśmy?

Patrzeć na Ciebie, Jezu zdradzony, i przeżywać z Tobą chwilę, w której chwieją się miłość i przyjaźń wzbudzone w naszym związku, odczuwać w sercu rany zdradzonej ufności, zagubionej zażyłości, utraconej pewności.
Patrzeć na Ciebie, Jezu, właśnie teraz, kiedy jestem osądzany przez tego, kto nie pamięta o związku, który nas łączył w całkowitym darze z siebie. Tylko Ty, Jezu, możesz mnie zrozumieć, możesz dodać odwagi. Możesz dać mi słowa prawdy, również wtedy, gdy z trudem je rozumiem. Możesz dać tę siłę, która pozwoli mi nie osądzać ze swojej strony, nie ulec, ze względu na miłość do tych stworzeń, które oczekują mnie w domu, i dla których jestem teraz jedynym wsparciem.

Ojcze nasz
Stała Matka boleściwa Stabat mater dolorosa
Obok krzyża ledwo żywa Iuxta crucem lacrimosa
Gdy na krzyżu wisiał Syn Dum pendebat filius.


II stacja – Jezus bierze krzyż na swoje ramiona

Adoramus te…
Quia per sanctam…

Z Ewangelii według Św. Jana (J 19, 16-17)
Wtedy Piłat wydał Go im, aby Go ukrzyżowano. Zabrali zatem Jezusa, a On dźwigając krzyż, wyszedł na miejsce zwane Miejscem Czaszki, które po hebrajsku nazywa się Golgota.
Piłat wydaje Jezusa w ręce arcykapłanów i straży. Żołnierze wkładają mu na ramiona płaszcz purpurowy, a na głowę koronę z cierni. Szydzą z Niego w nocy, policzkują Go i biczują. Później, o poranku, obciążają Go kawałem ciężkiego drewna, krzyżem, do którego przybija się łotrów, aby wszyscy widzieli, jakie jest przeznaczenie złoczyńców. Wielu z jego bliskich uciekają.

To wydarzenie sprzed 2000 lat powtarza się w historii Kościoła i ludzkości. Także dzisiaj. Jest to ciało Chrystusa; to Kościół bity i raniony od nowa.

Widząc Ciebie takiego, Jezu, zakrwawionego, samotnego, opuszczonego, wyszydzonego, pytamy się: „Czy tymi ludźmi, których tak ukochałeś, dobrze im czyniłeś i oświecałeś, czy tymi mężczyznami, tymi kobietami nie jesteśmy może dzisiaj my? Także my ukrywaliśmy się ze strachu, że będziemy wciągnięci, zapominając, że jesteśmy Twoimi uczniami”. Ale najpoważniejsze jest to, Jezu, że ja również mam udział w twoich cierpieniach. Także my małżonkowie i nasze rodziny.

Także my przyczyniliśmy się do obciążenia Ciebie nieludzkim ciężarem. Za każdym razem, kiedy nie kochaliśmy się, kiedy przypisywaliśmy sobie wzajemnie winy, kiedy nie przebaczaliśmy sobie, kiedy nie rozpoczynaliśmy pragnąć dla siebie dobra.

A my natomiast nadal dajemy posłuch naszej pysze, chcemy zawsze mieć rację, upokarzamy tego, kto stoi w pobliżu, także tego, kto złączył swoje życie z naszym. Nie pamiętamy już, że Ty sam, Jezu, powiedziałeś: „Cokolwiek uczyniliście jednemu z tych małych, to mnie uczyniliście”. Powiedziałeś właśnie tak: „Mnie”.

Ojcze nasz

Duszę jej, co łez nie mieści Cuius animam gementem
Pełną smutku i boleści Contristatam et dolentem
Przeszedł miecz dla naszych win Pertransivit gladius.
III stacja – Pan Jezus upada po raz pierwszy

Adoramus te, Christe….
Quia per sanctam crucem…

Z Ewangelii według Św. Mateusza
Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście a Ja was pokrzepię. Weźcie na siebie moje jarzmo i uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokornego serca, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych. Albowiem słodkie jest moje jarzmo, a moje brzemię lekkie.
Jezus upada. Rany, ciężar krzyża, wznosząca się, wyboista droga. Tłum ludzi. Ale nie tylko to Go poniża. Być może to ciężar tragedii, która otwiera się w jego życiu. Trudno już zobaczyć w Jezusie Boga, w człowieku, który wydaje się taki kruchy, kiedy potyka się i upada.

Jezu, tutaj, na tej drodze, pośród tych wszystkich ludzi, którzy zawodzą i krzyczą, po upadku na ziemię, powstajesz i próbujesz dalej iść pod górę. W głębi serca wiesz, że to cierpienie ma sens, czujesz się obciążony ciężarem tylu naszych braków, zdrad i win.
Jezu, Twój upadek przynosi nam ból, ponieważ uświadamiamy sobie, że my jesteśmy jego przyczyną; a może nasza kruchość, nie tylko fizyczna, ale ta płynąca z całego naszego istnienia. Chcielibyśmy nie upadać nigdy; ale potem wystarczy trochę, niewiele, pokusa lub wypadek i pozwalamy się im nieść, a potem upadamy.

Obiecywaliśmy iść za Jezusem, szanować i troszczyć się o osoby, które postawił wokół nas. Tak, naprawdę je kochamy, albo przynajmniej tak nam się wydaje. Kiedy nam ich brakuje niemało cierpimy. Ale potem poddajemy się w konkretnych sytuacjach życia codziennego.

Ile jest upadów w naszych rodzinach! Ile rozstań, ile zdrad! A potem rozwody, aborcje, porzucenia! Jezu, pomóż nam zrozumieć, czym jest miłość, naucz nas prosić o przebaczenie!

Ojcze nasz

O jak smutna i strapiona O quam tristis et afflicta
Matka ta błogosławiona Fuit illa benedicta
Której Synem niebios Król! Mater Unigeniti!
IV stacja – Jezus spotyka swoją Matkę

Adoramus te….
Quia per sanctam crucem…

Z Ewangelii według Świętego Jana (J 19, 25)
Obok krzyża Jezusowego stały: Matka Jego i siostra Matki Jego, Maria, żona Kleofasa, i Maria Magdalena.
W czasie wspinaczki na Kalwarię Jezus zauważa swoją matkę. Ich spojrzenia się spotykają. Rozumieją się. Maryja wie, kim jest jej Syn. Wie, skąd przychodzi. Wie, na czym polega jego misja. Maryja wie, co znaczy być jego matką; ale wie także, co znaczy być córką. Widzi Go cierpiącego za wszystkich ludzi, tych z wczoraj, dzisiaj i z przyszłości. Cierpi także ona.

Oczywiście, Jezu, doświadczasz bólu, z powodu cierpień, które przeżywa Twoja Matka. Ale musisz ją włączyć w swoją boską i okrutną przygodę. Taki jest plan Boga, prowadzący do zbawienia całej ludzkości.

Dla wszystkich mężczyzn i kobiet tego świata, ale szczególnie dla nas rodzin, spotkanie Jezusa z Matką, tam, w drodze na Kalwarię, jest szczególnie żywym wydarzeniem, zawsze aktualnym. Jezus pozbawił się matki, abyśmy my, każdy z nas, także małżonkowie, mieli matkę zawsze gotową i obecną. Czasami niestety o tym zapominamy. Ale kiedy głębiej o tym pomyślimy, dochodzimy do wniosku, że w naszym życiu rodzinnym niezliczone razy uciekamy się do niej. Jak bardzo staje się nam bliska w trudnych chwilach! Ileż razy polecaliśmy jej nasze dzieci, błagaliśmy ją, aby wstawiała się w sprawie ich zdrowia fizycznego i jeszcze częściej ich ochrony moralnej!
Ile razy Maryja nas wysłuchiwała, odczuwaliśmy jej bliskość w umacnianiu nas miłością macierzyńską.
Podczas drogi krzyżowej każdej rodziny, Maryja jest wzorem milczenia, które, także w rozdzierającym bólu, rodzi nowe życie.

Ojcze nasz

Jak płakała Matka miła Que maerebat et dolebat
Jak cierpiała gdy patrzyła Pia mater, cum videbat
Na boskiego Syna ból. Nati paenas incliti
Stacja V – Szymon Cyrenejczyk pomaga nieść krzyż Jezusowi

Adoramus te….
Quia per sanctam

Z Ewangelii według Św. Łukasza (Łk 23, 26)
Gdy wyprowadzili Jezusa, zatrzymali niejakiego Szymona z Cyreny, który wracał z pola. Włożyli na niego krzyż, aby go niósł za Jezusem.
Być może Szymon z Cyreny reprezentuje nas wszystkich w sytuacji, kiedy niespodziewanie spada na nas kryzys, próba, choroba, nieprzewidywalny ciężar, a czasami trudny do uniesienia krzyż. Dlaczego? Dlaczego właśnie mnie to spotyka? Dlaczego właśnie teraz? Pan nas wzywa, byśmy za Nim podążali, nie wiedząc jak ani gdzie.

Rzeczą najlepszą z możliwych do zrobienia, Jezu, jest pójść za Tobą, być posłusznymi w tym, do czego nas wzywasz. Tyle rodzin może to potwierdzić bezpośrednim doświadczeniem: na nic nie służy buntowanie się, wypada powiedzieć Ci tak, ponieważ Ty jesteś Panem Nieba i Ziemi.
Ale nie tylko dlatego możemy i chcemy powiedzieć Tobie tak. Ty kochasz nas nieskończoną miłością. Bardziej niż ojciec, niż matka, niż bracia, niż żona, mąż i dzieci. Kochasz nas miłością, która widzi daleko, miłością, która przekracza wszystko, także naszą nędzę, miłością, która pragnie naszego zbawienia, szczęścia, z Tobą, na zawsze.

Także w rodzinie, w najtrudniejszych chwilach, kiedy trzeba podjąć poważną decyzję, jeśli pokój mieszka w sercu, jeśli jest się czujnym, aby rozpoznać to, czego Bóg od nas oczekuje, zostajemy oświeceni przez światło, które nam pomoże rozeznać i ponieść nasz krzyż.
Cyrenejczyk przypomina nam także często o osobach, które były nam szczególnie bliskie w momentach, kiedy ciężki krzyż zwalił się na nas czy na naszą rodzinę. Kieruje nasze myśli ku tak wielu wolontariuszom, którzy w wielu częściach świata oddają się z hojnością umocnieniu i pomocy tym, co doświadczają cierpienia i niedostatku. Uczy nas, jak pozwolić sobie pomóc z pokorą, jeśli czegoś potrzebujemy, a także jak być Cyrenejczykami dla innych.

Ojcze nasz

Gdzież jest człowiek, co łzę wstrzyma, Quis est homo qui non fleret,
Gdy mu stanie przed oczyma matrem Christi si videret
W mękach Matka ta bez skaz? in tanto supplicio?
Stacja VI – Weronika ociera twarz Jezusowi

Adoramus te….
Quia per sanctam…

Z 2 Listu Św. Pawła do Koryntian (2 Kor 4,6)
Albowiem Bóg, Ten, który rozkazał ciemnościom, by zajaśniały światłem, zabłysnął w naszych sercach, by olśnić nas jasnością poznania chwały Bożej na obliczu Chrystusa.
Weronika, jedna z kobiet, które szły za Jezusem, wyczuwała, kim jest, kochała Go i dlatego cierpi widząc Go cierpiącego. Teraz dostrzega z bliska Jego oblicze, to oblicze, które tyle razy przemawiało do jej duszy. Widzi je wykrzywione, zakrwawione i zniekształcone, nawet jeśli jak zawsze ciche i pokorne.
Nie może się powstrzymać. Pragnie ulżyć jego cierpieniom. Bierze kawałek płótna i próbuje wytrzeć krew i pot z tego oblicza.
Tyle razy w naszym życiu mieliśmy okazję, aby otrzeć łzy i pot osób, które cierpią. Być może na sali szpitalnej towarzyszyliśmy terminalnie choremu, albo pomagaliśmy imigrantowi lub bezrobotnemu, lub wysłuchiwaliśmy uwięzionego. I, pragnąc go umocnić, może otarliśmy jego oblicze, spoglądając nań ze współczuciem.

A jednak nie często pamiętamy, że w każdym naszym potrzebującym bracie skrywasz się Ty, Synu Boży. Jakże inaczej wyglądałoby nasze życie, gdybyśmy o tym pamiętali! Stopniowo zaczynamy sobie uświadamiać godność każdego człowieka, który żyje na Ziemi. Każda osoba, piękna lub brzydka, bardziej lub mniej zdolna, od pierwszych momentów życia w łonie matki, lub całkiem już stara, ukazuje Ciebie, Jezu. I nie tylko. Każdym bratem Ty jesteś. Wpatrując się w Ciebie, poniżonego tam na Kalwarii, zrozumiemy z Weroniką, że w każdym ludzkim stworzeniu możemy rozpoznać Ciebie.

Ojcze nasz

Kto się smutkiem nie poruszy, Quis non posset contristari,
Gdy rozważy boleść duszy Piam matrem contemplari
Matki z Jej Dziecięciem wraz? Dolentem cum Filio?
VII stacja – Jezus upada po raz drugi

Adoramus te….
Quia per sanctam…

Z 1 Listu św. Piotra Apostoła (1 P 2, 24)
On sam swoim ciele poniósł nasze grzechy na drzewo, abyśmy przestali być uczestnikami grzechów, a żyli dla sprawiedliwości – krwią Jego ran zostaliście uzdrowieni.
To już po raz drugi, w miarę pokonywania bolesnej drogi na Kalwarię, Jezus upada. Wyczuwamy jego osłabienie fizyczne, po straszliwej nocy, po torturach, którym go poddawano. Być może to nie tylko męczarnie, wycieńczenie i ciężar krzyża na barkach sprawia, że upada. Na Jezusie spoczywa ciężar trudny do zmierzenia, coś bardzo duchowego i głębokiego, co sprawia, że każdy krok jest bardziej świadomy.

Widzimy Cię, niczym jakiego bądź biedaka, który popełnił błąd w życiu i teraz musi za to zapłacić. I wydaje się, że nie masz już więcej siły fizycznej lub moralnej, aby zmierzyć się z nowym dniem. I upadasz.
Jakże rozpoznajemy się w Tobie, Jezu, także w tym nowym upadku z wycieńczenia. Ty natomiast podnosisz się na nowo, chcesz tego. Dla nas, dla nas wszystkich, aby dać nam odwagę do powstania. Nasza słabość istnieje, ale Twoja miłość jest większa niż nasze braki, może zawsze nas przygarnąć i zrozumieć. Nasze grzechy, które wziąłeś na siebie, przygniatają Cię, ale Twoje miłosierdzie nieskończenie przewyższa naszą nędzę. Tak, Jezu, dzięki Tobie podnosimy się. Popełniliśmy błąd. Ulegliśmy pokusom tego świata, choćby poprzez namiastkę satysfakcji, aby odczuć, że ktoś nas jeszcze pragnie, jeśli mówi, że nas lubi, albo wręcz kocha. Czynimy czasami ogromny wysiłek, aby zachować zobowiązania naszej wierności małżeńskiej. Brakuje nam świeżości i rozmachu z przeszłości. Wszystko się powtarza, wydaje się ciężkie, przychodzi chęć ucieczki.
Ale próbujemy powstać, Jezu, bez popadania w największą ze wszystkich pokus: by przestać wierzyć, że Twoja miłość może wszystko.

Ojcze nasz

Za swojego ludu zbrodnie Pro peccatis suæ gentis
W mękach widzi tak niegodnie vidit Iesum in tormentis
Zsieczonego zbawcę dusz. et flagellis subditum.
VIII stacja – Jezus spotyka płaczące kobiety jerozolimskie

Adoramus te…
Quia per sanctam…

Z Ewangelii według Św. Łukasza (Łk 23, 27-28)
A szło za Nim mnóstwo ludu, także kobiet, które zawodziły i płakały nad Nim. Lecz Jezus zwrócił się do nich i rzekł: Córki jerozolimskie, nie płaczcie nade Mną; płaczcie raczej nad sobą i nad waszymi dziećmi!
Wśród tłumu, który towarzyszy Jezusowi, jest grupa kobiet z Jerozolimy: znają Go. Widząc Jezusa w tym położeniu, mieszają się w tłum i podążają w stronę Kalwarii. Płaczą.
Jezus je widzi, rozumie ich uczucie litości. Ale również w tym tragicznym momencie chce skierować słowo przekraczające pospolitą litość. On pragnie, żeby w nich, żeby również w nas, nie było tylko litowania się, ale nawrócenie serca. To, które uznaje własne błędy, które prosi o przebaczenie, które rozpoczyna nowe życie.

Jezu, ile razy z powodu zmęczenia lub nieświadomości, z powodu egoizmu lub ze strachu zamykamy oczy i nie chcemy zmierzyć się z rzeczywistością! Przede wszystkim nie włączamy się, nie angażujemy się, aby aktywnie i głęboko uczestniczyć w życiu naszych sióstr i braci, bliskich i dalekich. Nadal prowadzimy wygodne życie, piętnujemy zło i tego, który je popełnia, ale nie zmieniamy naszego życia i nie nadstawiamy głowy, aby sprawy uległy zmianie i zło zostało przezwyciężone, a zapanowała sprawiedliwość.

Często różne sytuacje nie poprawiają się, bo nie angażujemy się, aby je zmienić. Wycofujemy się bez czynienia zła nikomu, ale także bez działania na rzecz dobra, które moglibyśmy i powinniśmy wykonać. I być może ktoś płaci także za nas z powodu naszej bierności.

Jezu, oby te Twoje słowa nas przebudziły, oby dały nam choć trochę tej siły, która porusza świadków Ewangelii, często także męczenników, ojców, matki lub dzieci, którzy własną krwią zjednoczoną z Twoją, otwierali i otwierają także dzisiaj drogę dobru w świecie.

Ojcze nasz

Matko, coś miłości zdrojem, Eia mater, fons amoris,
Spraw niech czuję w sercu moim, me sentire vim doloris
Ból twój u Jezusa nóg. fac, ut tecum lugeam.
IX Stacja – Pan Jezus upada po raz trzeci

Adoramus te….
Quia per sanctam….

Z Ewangelii według Św. Łukasza (Łk 22, 28-30a)
Wyście wytrwali przy Mnie w moich przeciwnościach. Dlatego i Ja przekazuję wam królestwo, jak Mnie przekazał je mój Ojciec: abyście w królestwie moim jedli i pili przy moim stole.
Wznosząca się droga jest krótka, ale jego osłabienie krańcowe. Jezus jest wycieńczony fizycznie, ale także duchowo. Przeżywa na sobie nienawiść przywódców, kapłanów, tłumu. Wydaje się jakby chcieli przerzucić na Niego gniew tłumiony z powodu uciemiężenia przeszłego i obecnego. Prawie jakby szukali zemsty, wykorzystując swoją władzę nad Jezusem.

I upadasz, upadasz Jezus, po raz trzeci. Wydajesz się złamany. Ale oto z najwyższym wysiłkiem powstajesz i podejmujesz dalszą straszną drogę ku Golgocie. Oczywiście wielu naszych braci na całym świecie cierpi okrutne próby, ponieważ idą na Tobą, Jezu. Wstępuję razem z Tobą na Kalwarię i razem z Tobą również upadają z powodu prześladowań, które od dwóch tysięcy lat spadają na Twoje Ciało, którym jest Kościół.

Pragniemy z tymi naszymi braćmi ofiarować w sercu nasze życie, nasze słabości, nasze nędze, nasze małe i wielkie codzienne cierpienia. Żyjemy często znieczuleni przez dobrobyt, bez całkowitego angażowania się w podźwignięcie siebie i ludzkości. Ale możemy powstać, ponieważ Jezus znalazł siły, aby stanąć na nogi i podjąć dalszą drogę.
Także nasze rodziny są częścią tego poszarpanego sukna, czują się przynależne do życia w dobrobycie, który staje się celem samym w sobie. Nasze dzieci dorastają: starajmy przyzwyczajać je do skromności, ofiary, wyrzeczenia. Starajmy się przyzwyczaić je do życia społecznego: w ośrodkach sportowych, rekreacyjnych i stowarzyszeniach. Ale niech te zaangażowania nie będą jedynie sposobem na wypełnienie czasu w ciągu dnia i posiadania tego wszystkiego, czego się pragnie.

Dlatego, Jezu, potrzebujemy wsłuchiwać się w Twoje Słowa, o których chcemy świadczyć: „Błogosławieni ubodzy, błogosławieni cisi, błogosławieni, którzy wprowadzają pokój, błogosławieni, którzy cierpią prześladowanie dla sprawiedliwości…”.

Ojcze nasz

Spraw, by serce me gorzało, Fac ut ardeat cor meum
By radością życia całą in amando Christum Deum,
Stał się dla mnie Chrystus Bóg. ut sibi complaceam.
Stacja X – Jezus odarty z szat

Adoramus te...
Quia per sanctam…

Z Ewangelii według Ś. Jana (J 19, 23)
Żołnierze potem…wzięli szaty Jezusa, podzielili na cztery części – dla każdego żołnierza po jednej części oraz tunikę. Ale ta tunika nie była szyta, ale cała tkana od góry do dołu.
Jezus jest w rękach żołnierzy. Jak każdy skazany zostaje rozebrany, dla upokorzenia i zrównania z niczym. Obojętność, pogarda i lekceważenie dla ludzkiej godności łączą się z zachłannością, pożądliwością i osobistym interesem. „Wzięli szaty Jezusa”.

Twoje szaty, Jezu, nie były szyte. To mówi o zatroskaniu, jakim otaczali Cię: Twoja Matka oraz osoby, które szły za Tobą. Teraz znajdujesz się bez szat, Jezu, i doświadczasz skrępowania kogoś, kto jest w mocy ludzi, którzy nie mają szacunku dla osoby ludzkiej.

Ile osób cierpiało i cierpi z powodu braku szacunku dla godności osobowej, dla własnej intymności. Czasami także my, być może, nie uszanowaliśmy godności osobistej tego, który żyje obok nas, „biorąc w posiadanie” bliską osobę, dziecko, męża lub żonę, albo krewnych, znanych lub nieznanych. W imię własnej domniemanej wolności ranimy wolność innych: jakież lekceważenie, ileż niedbałości w postawach i relacjach względem siebie nawzajem!
Jezus, który w ten sposób wystawia się na pokaz oczom ówczesnego świata i oczom ludzkości wszystkich czasów, przypomina nam o godności osoby ludzkiej, o godności, którą Bóg dał każdemu mężczyźnie, każdej kobiecie, której nic i nikt nie ma naruszać, ponieważ są ukształtowani na obraz Boga. Nam zostało powierzone zadanie głoszenia szacunku dla osoby ludzkiej i jej ciała. Szczególnie do nas małżonków odnosi się zadanie połączenia tych dwóch fundamentalnych i nierozerwalnych rzeczywistości: godności i całkowitego daru z siebie.

Ojcze nasz

Matko ponad wszystko świętsza Sancta mater, istud agas,
Rany Pana aż do wnętrza Crucifixi fige plagas
W serce me głęboko wpój. cordi meo valide.
Stacja XI – Jezus przybity do krzyża

Adoramus te….
Quia per sanctam…

Z Ewangelii według Św. Jana (J 19, 18-19)
Tam Go ukrzyżowano, a z Nim dwóch innych, z jednej i drugiej strony, pośrodku zaś Jezusa. Piłat też wypisał tytuł winy i kazał go umieścić na krzyżu. A było napisane: Jezus Nazarejczyk, Król żydowski.
Po przybyciu na miejsce zwane „Kalwarią”, żołnierze ukrzyżowali Jezusa. Piłat napisał: „Jezus Nazarejczyk, Król żydowski”, aby Jego wyśmiać, a Żydów upokorzyć. Ale, wbrew intencjom Piłata, ten napis okazał się prawdziwy: królowanie Jezusa, króla w Królestwie, które nie ma granic, ani przestrzeni, ani czasu.
Możemy jedynie wyobrazić sobie cierpienie Jezusa podczas ukrzyżowania, okrutne i niezmiernie bolesne. Wchodzimy w tajemnicę: dlaczego Bóg, stając się człowiekiem z miłości do nas, pozwolił się przybić do drzewa i wywyższyć ponad ziemię pośród przeraźliwych udręk fizycznych i duchowych?
Z Miłości. Z miłości. To prawo miłości, które prowadzi do ofiarowania swojego życia ze względu na dobro drugiego. Potwierdzają to te matki, które dotknęła śmierć, kiedy wydawały na świat swoje dzieci. Albo ci rodzice, którzy utracili swojego syna podczas wojny lub zamachu terrorystycznego i poszli drogą zaniechania zemsty.

Jezu, na Kalwarii poruszasz nas wszystkich, wszystkich ludzi z wczoraj, z dzisiaj i tych z przyszłości. Na krzyżu nauczyłeś nas kochać. Teraz zaczynamy rozumieć ten sekret doskonałej radości, o której mówiłeś uczniom podczas ostatniej wieczerzy. Musiałeś zstąpić z Nieba, stać się dzieckiem, potem dorosłym, a następnie cierpieć na Kalwarii, aby powiedzieć nam Swoim życiem, czym jest prawdziwa miłość.

Patrząc na Ciebie ukrzyżowanego z dołu, także my, jako rodzina, małżonkowie, rodzice i dzieci uczymy się wzajemnej miłości oraz uczymy się kochać, ożywiać między nami akceptację, która daje siebie i potrafi przyjmować z wdzięcznością. Która umie cierpieć i przekształcać cierpienie w miłość.

Ojcze nasz

Widzi Syna wśród konania Tui Nati vulnerati,
jak samotny głowę skłania tam dignati pro me pati,
gdy oddawał ducha już. pœnas mecum divide.
Stacja XII – Jezus umiera na krzyżu

Adoramus te…
Quia per sanctam….

Z Ewangelii według Św. Mateusza (Mt 27, 45-46)
W południe mrok ogarnął całą ziemię, aż do godziny trzeciej po południu. Około godziny trzeciej, Jezus zawołał donośnym głosem: Eli, Eli, Lema sabachthani?, co znaczy: Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił?
Jezus wisi na krzyżu. Godziny trwogi, straszne godziny, godziny nieludzkiego cierpienia fizycznego. „Pragnę”, mówi Jezus. I zostanie Mu podana gąbka nasączona octem.
Nagle wznosi się krzyk: Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił? Bluźnierstwo? Skazany przywołuje słowa Psalmu? Jak zaakceptować Boga, który krzyczy, który skarży się, nie wie, nie rozumie? Syna Bożego, który stał się człowiekiem i czuje się opuszczony w godzinie śmierci przez swojego Ojca?

Jezu, aż do tego stopnia stałeś się jednym z nas, jedno z nami, oprócz grzechu! Ty, Syn Boży, który stał się człowiekiem, Ty, który jesteś Święty, utożsamiłeś się z nami aż do doświadczenia naszej kondycji grzeszników, oddalenia od Boga, piekła tych, którzy żyją bez Boga. Doświadczyłeś ciemności, aby dać nam światło. Przeżyłeś rozdzielenie, aby dać nam jedność. Przyjąłeś cierpienie, aby pozostawić nam Miłość. Poznałeś wykluczenie, opuszczenie i zawieszenie między Niebem i Ziemią, aby obdarzyć nas życiem Bożym.
Ogarnia nas Misterium i pozwala ożywić w sobie każdy krok Twojej Męki. Jezu, nie skorzystałeś ze sposobności, aby na równi być z Bogiem, ale stałeś się ubogim we wszystkim, aby nas swoim ubóstwem ubogacić.
„W Twoje ręce powierzam ducha mego”. Jak to uczyniłeś, Jezu, w tej otchłani strapienia, i powierzyłeś się Miłości Ojca, oddany Mu, umierający w Nim? Tylko patrząc na Ciebie, tylko z Tobą możemy stawić czoła tragediom, cierpieniom niewinnych, upokorzeniom, zniewagom, śmierci.

Jezus przeżywa Swoją śmierć jako dar dla mnie, dla nas, dla naszej rodziny, dla każdej osoby, dla każdej rodziny, dla każdego narodu, dla całej ludzkości. W tym akcie odradza się życie.

Ojcze nasz

Cierpiącego tak niezmiernie Vidit suum dulcem Natum
Twego Syna ból i ciernie morientem, desolatum,
niechaj duch podziela mój cum emisit spiritum.
Stacja XIII – Jezus zdjęty z Krzyża i oddany Matce
Adoramus te…
Quia per sanctam...

Z Ewangelii według Św. Jana
Potem Józef z Arymatei, który był uczniem Jezusa, lecz krył się z tym z obawy przez Żydami, poprosił Piłata, aby mógł zabrać ciało Jezusa. A Piłat zezwolił. Poszedł więc i zabrał ciało Jezusa.
Maryja widzi śmieć Swojego Syna, Syna Boga i jej samej. Wie, że jest niewinny, ale wziął na siebie ciężar naszych nieprawości. Matka ofiarowuje Syna, Syn ofiarowuje Matkę. Janowi i nam.
Jezus i Maryja, oto rodzina, która na Kalwarii przeżywa i cierpi krańcowe rozdzielenie. Rozłącza ich śmierć, lub przynajmniej wydaje się ich rozłączać, matkę i syna złączonych węzłem ludzkim i boskim, trudnym do wyobrażenia. Dają to z miłości. Powierzają się oboje woli Boga.
Do otwierającej się przestrzeni w sercu Maryi wkracza inny syn, który reprezentuje całą ludzkość. Miłość Maryi do każdego z nas jest przedłużeniem miłości, którą miała dla Jezusa. Tak, ponieważ w uczniach będzie widziała Jego oblicze. Będzie żyła dla nich, aby ich podtrzymywać, pomagać, zachęcać, oraz prowadzić do rozpoznawania Miłości Boga, aby w swojej wolności zwracali się do Ojca.
Co mówi mnie, nam, naszej rodzinie ta Matka i ten Syn na Kalwarii? Każdy może się jedynie zatrzymać z zadziwieniem w obliczu tej sceny. Można wyczuć, że ta Matka, ten Syn udzielają nam jedynego, niepowtarzalnego daru. W ich darze odnajdujemy zdolność do rozszerzenia naszego serca i otwarcia naszego horyzontu na wymiar uniwersalny.

Tutaj, na Kalwarii, obok Ciebie, Jezu, umarły za nas, nasze rodziny przyjmują dar Boga: dar tej miłości, która może rozciągnąć ramiona na nieskończoność.

Ojcze nasz

Daj pobożnie z Twymi łzami Fac me tecum pie flere,
Mieć Twój ból z Ukrzyżowanym, Crucifíxo condolére,
Póki tym nie przejmiesz mnie. donec ego víxero.
Stacja XIV – Jezus złożony w grobie

Adoramus te….
Quia per santam….

Z Ewangelii według Św. Jana (J 19, 41-42)
A w miejscu, gdzie Go ukrzyżowano, był ogród, w ogrodzie zaś nowy grób, w którym jeszcze nie złożono nikogo. Tam to więc, ze względu na żydowski dzień Przygotowania, złożono Jezusa, bo grób znajdował się w pobliżu.
Głęboka cisza spowija Kalwarię. Jan w swojej Ewangelii zaświadcza, że Kalwaria ulokowana jest w ogrodzie, gdzie znajduje się pusty grób. Właśnie tutaj uczniowie Jezusa składają Jego ciało.
Ten Jezus, nie tak dawno rozpoznawany jako Bóg, który stał człowiekiem, a tutaj, martwe ciało. W głuchej samotności czują się zagubieni, nie wiedzą, co robić, jak się zachować. Nie pozostaje im nic innego, jak pocieszać się wzajemnie, dodawać sił jeden drugiemu, zacieśnić swój krąg. Ale właśnie tutaj w uczniach dojrzewa zmysł wiary, wspomnienie tego, co Jezus powiedział i uczynił, kiedy przebywał pośród nich, i świadomość, że zrozumieli tylko niewielką część Jego przekazu.
Tutaj zaczynają tworzyć Kościół w oczekiwaniu na Zmartwychwstanie i Zesłanie Ducha Świętego. Z nimi jest Maryja, Matka Jezusa, którą Syn powierzył Janowi. Zbierają się razem, z nią, wokół niej. W oczekiwaniu. W oczekiwaniu, że Pan się objawi.
Wiemy, że to ciało po trzech dniach zmartwychwstało. W ten sposób Jezus żyje na zawsze i nam towarzyszy, On osobiście, w naszej ziemskiej wędrówce, pośród radości i zmartwień.

Jezu, spraw, byśmy kochali się wzajemnie. Aby mieć Cię znowu pośród nas, każdego dnia, jak Ty sam obiecałeś: „Tam, gdzie dwaj albo trzej obecni są w moje imię, Tam Ja jestem pośród nich”.

Ojcze nasz

Gdy ulegnie śmierci ciało Quando corpus morietur,
Obleczona wieczną chwałą fac ut animæ donetur
Dusza niech osiągnie raj. Amen. paradisi gloria. Amen.